David Weidemann
Czy już czas przestać używać emocji jako argumentu?
Pierwsze kroki w rozwoju osobistym często polegają na zobaczeniu krzywdy, która przytrafia się nam, ofiarom krzywdy.
Oczywiście mało kto chce nazwać siebie ofiarą. Są też tacy, którzy odznakę ofiary przekuli w paszport.
Tym dwóm grupom będzie trudniej wyjść z wzorca bycia krzywdzonym, ponieważ albo nie przyznają swojej pozycji, albo jej bronią.
Z krzywdą jest tak, że trzeba ją najpierw uznać. Potem można iść dalej w rozwój w kierunku odpowiedzialności za swoje życie. Między świadomością autorstwa zdarzeń w swoim życiu (włącznie z decyzją, w jakim rodzie się urodzimy, z jakimi talentami i ograniczeniami - te decyzje podejmujemy na poziomie duszy, ponad czasem, "przed urodzeniem") a stanem początkowym u klienta często obserwuję próg "wyjścia z roli ofiary". Ten próg bywa trudny do przekroczenia, ponieważ po przestąpieniu go tracimy możliwość zrzucenia winy na innych lub okoliczności. Tam gdzie kończy się wina, zaczyna się odpowiedzialność.
Zastanówmy się wspólnie, jak często używamy emocji, zwłaszcza negatywnej, jako kompasu czy argumentu? Jak często analizujemy sytuację i dobieramy kierunek działania w oparciu o to, co czujemy emocjonalnie.
Etap "mam żal" jest tylko krokiem w rozwoju. Do tego kroku trzeba dojrzeć, a potem budować następne kroki w procesie. Krok "mam żal, cierpię, czuję się źle" pozostaje na ścieżce w procesie, jako bardzo ważny i należy go szanować u siebie i innych.
Ten szacunek do cierpienia nie musi jednak nam przysłaniać faktu istnienia dlaszych kroków tej ścieżki.
Dzieje się nam krzywda, cierpimy, mamy żal, chcemy, żeby ktoś coś zrobił albo czegoś nie zrobił w związku z tym. W ten sposób jesteśmy w sytuacji oddawania kontroli nad naszym stanem emocjonalnym innym osobom i zjawiskom. Spotkałem na mojej drodze wielu klientów, którzy wciąż chcieli cieszyć się fazą "mam negatywne emocje, używam żalu i gniewu do wyznaczania granic, których nigdy wcześniej nie wyznaczałem". I to jest piękne. Cudownie, że ktoś wreszcie odzyskał głos i zobaczył swoją krzywdę. Ale co dalej dla takiej osoby?
Może to już czas przestać używać emocji jako argumentu w samoobronie? Może emocje pokazują tylko, co Cię jeszcze boli a nie kim naprawdę jesteś i co masz zrobić? Czy bez tego bólu, który Ci podpowiada decyzje, wciąż podjąłbyś je w ten sam sposób?
Z pozycji emocji nie widzimy prawdy, widzimy emocjonalną perspektywę, mieszankę faktów z bólem i strachem. Z tej pozycji podejmiemy decyzje, które zaprowadzą nas dalej wg negatywnego wzorca, w którym już tkwimy.
Wyjście ze wzorca wymaga zrobienia czegoś zupełnie inaczej, spojrzenia na sprawę nie tylko z dystansu, ale i z innego poziomu postrzegania.
Tym innym poziomiem postrzegania może być zobaczenie swojej sytuacji jako kreacji swojej duszy (przy jednoczesnym nie separowaniu się od duszy!). Zadajmy sobie częściej to pytanie:
kim jestem bez mojego bólu?
Czy bez bólu, stresu, strachu osiągnę swoje cele?
Czy bez bólu, stresu, strachu wciąż mogę wyznaczyć moje granice?
Czy bez bólu, stresu, strachu wciąż mogę mieć rację a moje działanie wartość?
Czy bez bólu, stresu i strachu wciąż mogę dostać wsparcie, miłość i opiekę?
Jest wiele powodów, dla których pielęgnujemy pozycję ofiary w naszym życiu. Definicja ofiary wg mnie to osoba, której ktoś lub coś wyrządziło krzywdę. Bycie ofiarą jest atrakcyjne, ponieważ nie musimy patrzeć na siebie jako własną kreację. Możemy trzymać się wtedy do woli iluzji własnej niemocy.
Możemy trzymać się wtedy do woli iluzji własnej niemocy.
Aż stwierdzimy, że dosyć już tego żalu, tego bycia produktem czyjegoś działania. Ważne aby w tym momencie przebudzenia nie wejść w reaktywność czyli w chęć odwrócenia ról na zasadzie: "to ja im teraz pokażę" oraz "teraz nowy, asertywny ja". To będzie złudzenie, że jak zmienimy rolę w grze, to gra przestanie nas dotyczyć.
Aby zmienić rolę w grze można wyjść z gry. Wyjdziesz z gry jeśli uznasz, że to, w czym jesteś, jest grą, w którą grasz dobrowolnie. Właśnie to nazywam wzięciem odpowiedzialności za sytuację. Stwierdzenie:
"moja dusza chce się z innymi duszami bawić w ludzi, którzy się krzywdzą. Czasem krzywdzą mnie, czasem krzywdzę ja innych. Tak sobie gramy. Nikt tu nie jest na siłę, nikomu nie dzieje się krzywda. Krzywda jest iluzją. Chcę wyjść z iluzji. Wychodzę z gry. Uznaję, że bywałem i sprawcą i ofiarą. Teraz staję ponad grą, wdzięczny za doświadczenie."
Na każdy ból, każdy kryzys, strach i żal przyjdzie moment, gdy stwierdzimy powyższe. Może to jeszcze nie dzisiaj. Może to już dawno temu. A może w innym wcieleniu. Ten moment czeka na Ciebie, żebyś dał mu szansę.
Kiedy to jest u Ciebie?
David Weidemann
life coach, terapeuta alternatywny
autor techniki rozwoju osobistego "Najwyższe Prawo"
david@spiritualcoaching.eu